W tym roku święta zaatakowały mnie dość późno. Zakupy robię w małym, osiedlowym sklepiku, telewizji nie oglądam, a muzyki słucham z płyt, więc udało mi się do tej pory unikać i świątecznych reklam, i „Jingle bells”, i ogólnego, bożonarodzeniowego amoku. Do czasu. W końcu nadszedł czas kupowania prezentów, a wraz z nim świadomość, że znowu ileś tam setek ludzi wpadnie na „wspaniały” pomysł, żeby kupić dziecku szczeniaczka pod choinkę. Wiem, że to głos wołającego na puszczy, przy tym nieco chyba spóźniony, ale podejmę kolejną próbę zniechęcenia ofiarodawców do tej koncepcji i zakrzyknę z całych sił nie kupuj psa pod choinkę! Jak wiadomo, kropla drąży skałę. Może więc jeśli coś będzie co roku do znudzenia powtarzane, w końcu jakoś przebije się społecznej świadomości.
Co roku krew mnie zalewa gdy na uroczym, familijnym filmie, szczęśliwy dzieciak wyjmuje z zawiązanego kokardą pudła szczeniaczka. Od razu pierwsza uwaga: czy przyszło by komuś do głowy wsadzić dziecko do pudła, zawinąć w papier, zawiązać kokardą i odstawić na parę godzin? Absurdalne, co nie? Wyobraź sobie, że zamknięto cię w pudle, w którym nawet nie możesz się obrócić, jest ciemno, nie wiesz co się dzieje i tkwisz tam przez kilka godzin. Straszne, prawda? Dlaczego więc ktoś uważa, że można to zrobić żywemu stworzeniu? I jeszcze zachwycać się jakie to słodkie! Przecież dla żywego malucha to ogromna trauma. Cóż za koszmarny pomysł. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. Potem jest jeszcze gorzej.
Nie bez powodu, co bardziej odpowiedzialne schroniska odmawiają wydawania zwierząt do adopcji w grudniu. Z doświadczenia wiedzą, że w styczniu i tak czeka ich zalew zwrotów takich nietrafionych prezentów. Druga taka fala zacznie się latem. Zazwyczaj namawiam do posiadania psa, a w szczególności do adopcji, ale tym razem zamierzam zrobić coś zupełnie odwrotnego. Będę ze wszystkich sił do tego zniechęcać. Jak zwykle, koncentruję się na psach, ale od razu zaznaczę – problem jest szerszy. Co roku w styczniu przybywa porzuconych psów, bezpańskich kotów, co roku setki rybek duszą się w zaniedbanych akwariach, a egzotyczne ptaki giną zadziobywane przez lokalne gatunki po tym, jak niechciany prezent zostaje wypuszczony na wolność, bo przecież jakoś sobie da radę. Nie da! Żywe stworzenie to nie pluszowa zabawka, nie kolejna para skarpetek, którą można rzucić w kąt jeśli się nie spodoba. To nie prezent. To czująca istota.
Powiedzmy wprost. Nie każdy musi mieć psa. Nie każdy musi mieć kota. Nie każdy musi mieć rybki. Nie każdy musi mieć papużkę.
Zbyt często, decydując się na zwierze mamy w głowie wyidealizowany obraz. Pies, wierny przyjaciel, stróż, towarzysz spacerów, i tak dalej, i tak dalej. Ale pies to nie tylko przyjemności, to także obowiązki.
Poranne wstawanie. Nie ma zmiłuj, że weekend. Nie ma zmiłuj, że wczoraj zabalowałeś. Nie ma zmiłuj, że pada. Pies musi wyjść na spacer. W końcu, ty też rano potrzebujesz odwiedzić toaletę, nieprawdaż? Nie wspomnę już o tym, że brak spacerów powoduje poważne zaburzenia behawioralne. Trzy spacery dziennie. Codziennie. W upale i w deszczu. Czy jesteś na to gotowy?
Kłopot z wakacjami. Nie każdy ośrodek wypoczynkowy chce przyjmować psy. Liczba miejsc przyjaznych czworonogom wzrasta, ale to ciągle problem. Tam, gdzie przyjmują gości ze zwierzętami zazwyczaj doliczają za to całkiem niemałą kwotę (aczkolwiek znam miejsca, gdzie psy mogą przebywać za darmo). Niekiedy jest to opłata symboliczna, ale bywa, że są to dość konkretne pieniądze. Nawet jeśli znajdziesz lokum gdzie przyjmą cię z twoim pupilem i tak wiele miejsc będzie niedostępne. Plaże, parki, wycieczka statkiem – to pierwsze z brzegu przykłady miejsc, gdzie zwierzęta nie są mile widziane. Sprawa jeszcze bardziej się komplikuje gdy zechcesz spędzić wakacje za granicą. Transport. Procedury sanitarne, w niektórych krajach bardzo restrykcyjne. Czasem kwarantanna. To nic fajnego.
Wynajem mieszkania. Często właściciele lokalu wyraźnie zaznaczają, że nie wyrażają zgody na posiadanie przez najemcę zwierzęcia, albo żądają słonej dopłaty. Bywa, że jest to kwota zaporowa. Aha, i jeszcze sąsiedzi. Będą narzekać. Swego czasu myślałam, że opowieści o sąsiadach narzekających na tupiące psy to taka miejska legenda. A jednak nie! To prawda. Zastanów się, jeśli są tacy, którym przeszkadza tupanie psa, to co będzie jeśli trafi ci się naprawdę głośny czworonóg. Taki, co to cały czas szczeka, albo, nie daj Boże!, wyje.
Koszty. Utrzymanie psa, nawet kundelka, to całkiem spory wydatek. Jedzenie, szczepienia, weterynarz to wszystko kosztuje. Za leczenie psa ZUS ci nie zwróci. Za wizytę, za leki, za zabiegi zapłacisz rynkową cenę. To mogą być setki złotych. Czy jesteś gotów na taki wydatek? I czy zwyczajnie cię na to stać?
Bałagan. Lubisz swoje wypieszczone mieszkanie? To teraz wyobraź sobie, że wszędzie jest pełno sierści, ukochaną kanapę, kupioną za ciężkie pieniądze zdobią gustowne plamy błota, a nogi regału zostały dokładnie pogryzione bo szczeniakowi właśnie rosły zęby.
Teraz, gdy już to przeczytałeś, zastanów się i sam sobie szczerze odpowiedz, czy jesteś na te wszystkie niedogodności gotów. I czy jest na nie gotowa cała twoja rodzina. Jeśli odpowiedź brzmi tak, to… i tak nie kupuj psa pod choinkę. Niech pojawienie się nowego, czworonożnego członka rodziny będzie specjalnym, ważnym wydarzeniem, a nie czymś, co się zdarzyło niejako przy okazji. Zakup, a jeszcze lepiej adopcja zwierzaka, to bardzo ważne wydarzenie w życiu rodziny. Warto się do niego dobrze przygotować i odpowiednio uczcić.