Tytuł: Fak maj lajf
Autor: Marcin Kącki
Wydawca: Znak Literanova
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-240-3802-2
Fak maj lajf pióra Marcina Kąckiego to taki dziwny debiut, który w zasadzie nie jest debiutem. Autor ma za sobą wiele lat pracy jako dziennikarz, napisał też kilka książek z gatunku literatury faktu. Teraz postanowił zmierzyć się z materią powieści. Jaki wyszło? No cóż, mówiąc najoględniej kontrowersyjnie. Patrząc na książkę obiektywnie, jestem przekonana, że znajdzie ona wielu zwolenników. Subiektywnie natomiast… Powiem bez owijania w bawełnę, rzecz zupełnie nie przypadła mi do gustu. Trudno powiedzieć, czy to że książka jest jaka jest, to wynik przemyślanej kreacji artystycznej, czy raczej efekt uboczny nawyków reporterskich. To, co sprawdza się w prasie, nie zawsze musi wyjść na dobre literaturze pięknej.
Po pierwsze, język
Bardzo prosty, wręcz lapidarny. W sam raz do porannego wydania gazety. Wiadomo, czytelnik właśnie pije pierwszą kawę, jeszcze się do końca nie obudził, nie ma go co katować zdaniami podrzędnie złożonymi ani wyrafinowanymi metaforami. Lektura nie służy do delektowania się subtelnością stylu, a ma na celu jedynie przyswojenie podstawowych faktów. Tekst ma „wchodzić” lekko i szybko, bo na przeczytanie artykułu jest tylko tyle czasu, ile zajmuje zjedzenie kanapki albo przejechanie trzech przystanków w zatłoczonym autobusie. Od powieści oczekuję jednakże czegoś więcej. W końcu określenie „literatura piękna” zobowiązuje!
Po drugie, wulgaryzmy
Od czasu „Psów” Pasikowskiego wulgaryzmy na dobre zadomowiły się w kulturze popularnej. Nie bądźmy hipokrytami. Kto z nas od czasu do czasu nie zaklnie sobie od serca? Wulgaryzm, nawet bardzo mocny, ma obecnie pełne prawo znaleźć się w tekście. Co więcej, może być nawet pożądany, na przykład podczas budowania postaci. Z wulgaryzmami jest jednak tak jak z przyprawami. Dodane w rozsądnych ilościach nadają potrawie smaku, ale stosowane bez opamiętania sprawiają, że danie staje się niejadalne. Kącki wyraźnie „przesolił” swą powieść (że pociągnę to kulinarne porównanie). W książce trudno znaleźć stronę, a w niektórych fragmentach chociażby akapit, bez mało literackich słów. To, co miało w zamyśle budować atmosferę, na dłużą metę męczy i nudzi.A przecież można inaczej. Gdy czytamy Gogola, zachwycamy się ironią autora. Pamiętacie „Martwe dusze”? „Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc, świnia.”*).
Można pisać o łajdactwach bez przekleństw? Można!
Po trzecie, subtelność
A właściwie jej brak. Nawiązania do rzeczywistości są delikatne niczym onuce w carskiej armii. Doprawdyż, autor nie jest zbyt wysokiego mniemania o inteligencji ludzi, dla których pisze. Bardzo się boi, że czytelnik nie zrozumie aluzji. Przydałby się trochę wiary w możliwości intelektualne bliźnich. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ktoś, kto sięga po powieść nie jest skończonym głupkiem. Ba!, to osoba, która nie tylko umie, ale i lubi wyszukiwać niuanse i czytać między wierszami. To nie widz sitkomu, któremu trzeba puszczać śmiech zza kadru, bo inaczej nie pojmie, że właśnie opowiedziano dowcip. A jeśli nie zrozumie? Hmmmm… czy aby an pewno warto walczyć o takiego czytelnika? Może zamiast równać w dół warto zmuszać potencjalnych odbiorców do pewnego, chociażby minimalnego, wysiłku intelektualnego? Inaczej zamiast literatury dostajemy nieznośną papkę.
Po czwarte, akcja
W zamyśle miała być szokująca. (Przynajmniej tak się zgaduję). W praktyce wyszło tandetnie. Całość nasuwa mi na myśl artykuły portali internetowych, nastawione na dużą „klikalność”, pisane specjalnie tak by wywołać tanie oburzenie i falę komentarzy. Zabawne jest to, że Kącki w Fak maj lajf wyśmiewa to zjawisko, a jednocześnie sam stosuje taką samą zagrywkę. Ciekawe czy to świadome działanie, czy po latach pracy dziennikarskiej przyzwyczajenie stało się drugą naturą?
Po piąte, postacie
Przerysowane do bólu. Jeden w drugiego szuja, krętacz i karierowicz. Takie rozwiązanie jest dla mnie pochodną wspomnianego przed chwilą nawyku walki o „klikalność”. Rzecz nie w braku bohatera pozytywnego. Zniechęca przebijająca z kreacji sztuczność. Świat zaludniony przez szubrawców trzeba budować z talentem, a przede wszystkim wiarygodnie. Różne są na to sposoby. Posłużę się tutaj kilkoma wielkimi nazwiskami. Gdy oglądamy filmy Tarantino przemoc, okrucieństwo i łajdactwo mają w sobie jakąś dziwną, prześmiewczą lekkość. Gdy patrzymy na mroczne światy Smarzowskiego, czujemy, że wszystko jest tam spójne, każda niegodziwość z czegoś wynika i czemuś służy. Gdy czytamy Chandlera czujemy, że zło naturalnie wplecione jest w akcję. Czytając Kąckiego mam wrażenie, że autor co i rusz pokrzykuje „A teraz, drogi odbiorco tekstu, będę cię szokował”. Tyle tylko, że powieść nie szokuje, a jedynie nudzi.
Ok. Kończę już marudzenie, bo może nie mam racji. Może tak się teraz pisze, a to po prostu nie jest tekst dla starych ludzi? Widocznie mi z Kąckim nie po drodze. Idę poczytać Gogola.
—-
*) Mikołaj Gogol „Martwe dusze” str. 50 Wydawnictwo „Tower Press” Gdańsk 2001 brak danych tłumacza
1-„ze względu na zalew spamu”…-pachnie mi to CENZURĄ, ale przyjmuję zasady gospodarza
2-jeśli Książka, o której Pani pisze jest tak zła to będzie mi trudno przez nią przebrnąć ; a zamierzam to uczynić choćby dlatego, że intryguje mnie czy tekst powyższy jest to :”subiektywna opinia czy profesjonalna krytyka”. A to w odniesieniu do innego tekstu zamieszczonego w Pani blogu. Ze szczególnym uwzględnieniem polemiki z Tixonem- w komentarzach.
3-pozdrawiam obydwoje, jeśli nie znacie się w realu to należy to nadrobić niezwłocznie bo ISKRZYŁO,że hej.
4-ciekawam czy słowo :” lapidarnie ” rozumiemy tak samo? Bo,iż jest to znak naszych czasów i niejako wymóg wpisów Intrnetowych -to się Pani chyba zgodzi.
5-ciekawe jak smakuje słona kawa? To taki żarcik. Kontredansik. Pije kawę popoludniową i nie znoszę wulgaryzmów. Szczególnie w wypowiedziach pisanych. Chociaż w złości potrafię utworzyć wiązankę jakiej Pasikowski by się nie powstudził, to nie jestem pewna czy przez tak „przesolony „tekst uda mi się przejść do końca.
6-niech nic będzie z … piszącymi poprawną polszczyzną. To nie jest uszczypliwość. Moja popołudniowa kawa przyciągnęła się nieco właśnie dlatego,ze styl Pani tekstów spodobał mi się.