Im więcej człowiek czyta, tym bardziej wybredny się staje. Coraz częściej dochodzi do wniosku, że wszystko już było. Kolejne fabuły wydają mu się coraz bardziej miałkie i wtórne. Z drugiej strony okazuje się, że życie wciąż potrafi go zadziwić.
Każdemu przynajmniej raz w życiu przytrafiło się coś tak dziwnego, iż opisane w książce lub pokazane w filmie spotkałoby się jedynie z niedowierzaniem i opinią, że autora czy scenarzystę tym razem za bardzo poniosła wyobraźnia. Sama przeżyłam kilka takich epizodów, chociaż nie jestem osobą o specjalnie fascynującej biografii. Cóż więc dopiero mówić o ludziach z niebanalnymi życiorysami! Do takich należy, bez dwóch zdań, John Douglas – który stał się pierwowzorem postaci Jacka Crawforda, agenta z filmów o Hannibalu Lecterze. Spisał on swoje wspomnienia w książce. Teraz, po lekturze mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że to jeden z tych przypadków, gdy życie okazuje się bardziej zaskakujące niż fikcja.
Debiutujący na polskim rynku wydawniczym Mindhunter nie jest pozycją nową. Liczy sobie ponad ćwierć wieku – powstał w roku 1995. Pewnie nigdy byśmy go nie poznali, gdyby nie zapowiedziany na połowę października serial Netflixa. Czekając na film, warto przeczytać książkę, bo choć nie jest wolna od wad, to z pewnością godna uwagi.
Mindhunter jest autobiografią. Zdanie to, choć wydaje się truizmem, w rzeczywistości bardzo dobrze określa tę pozycję, wskazując, czym ona jest, a czym nie jest. Trzeba powiedzieć jasno: to ani kryminał, ani opowieść o FBI. To historia o Johnie Douglasie. Można ewentualnie potraktować ją jako swoiste studium powstawania i rozwoju profilowania, z tym jednak zastrzeżeniem, że niekompletne i subiektywne (co bynajmniej nie znaczy, że nie jest ciekawa).
Książkę dałoby się podzielić na trzy części. To podział umowny, wymyślony przeze mnie na potrzebę tego tekstu i niemający nic wspólnego z rozdziałami wyznaczonymi przez autora. Z drugiej jednak strony – bardzo wyraźny.
Część pierwszą pozwolę sobie nazwać roboczo celebrycką. Nie znajdziemy w niej zbyt wiele wiadomości ani o profilowaniu, ani o seryjnych mordercach. Poznamy za to młode lata autora, dowiemy się, jak kształtowała się jego osobowość, jak stał się tym, kim jest. Myślę, że są to informacje skierowane głównie do Amerykanów. Za oceanem, gdzie kult celebrytów rozrósł się do absurdalnych rozmiarów, John Douglas był swego czasu prawdziwą gwiazdą. Naszego, rodzimego czytelnika jego burzliwa młodość, perypetie rodzinne i zdrowotne mogą, ale nie muszą zaciekawić. Dużo zależy od oczekiwań. Dla zainteresowanych osobowością najsłynniejszego bodaj profilera informacje te będą bez wątpienia ciekawe, jednak fanom historii kryminalistyki mogą wydać się zbędnym balastem.
Z czasem Douglas znalazł swoją drogę zawodową, a historia jego życia nierozerwalnie splotła się z historią FBI oraz nauk behawioralnych. I tak oto płynnie przechodzimy do drugiej części, prezentującej, zgodnie z obietnicą zawartą w podtytule, „Tajemnice elitarnej jednostki FBI zajmującej się ściganiem seryjnych przestępców”. No, może „tajemnice” to za dużo powiedziane. Nie ma tutaj zbyt wielu „technicznych” sekretów ani informacji wydobytych z tajnych akt FBI. Większość (jeśli nie wszystkie) wiadomości można by z pewnością wydłubać z doniesień prasowych. Bo Mindhunter nie jest podręcznikiem profilowania, lecz opowieścią o powstawaniu i ewolucji behawioralnego aspektu kryminalistyki; o długiej drodze, jaką przeszli Douglas i jego koledzy: od wyśmiewanych, traktowanych z wyższością szarlatanów do pełnoprawnych, szanowanych specjalistów.
W końcu część trzecia, najbardziej kontrowersyjna, w której autor prezentuje swoje poglądy na temat działania systemu penitencjarnego, resocjalizacji i zapobiegania seryjnym przestępstwom. Są to poglądy bardzo zdecydowane i, nie ma co ukrywać, zdecydowanie tradycjonalistyczne. Gdyby nie fakt, że książka powstała wiele lat temu, napisałabym, iż wpisuje się w bardzo czytelny ostatnimi czasy nurt radykalizacji postaw konserwatywnych. Ta wyrazistość przekonań z pewnością przysporzy Douglasowi tyluż zwolenników, co wrogów.
Cały czas piszę o jednym autorze, choć książka ma ich dwóch. Drugim, nieco wstydliwie pomijanym, jest Mark Olshaker. Żywię poważne podejrzenia, graniczące z pewnością, iż Douglas opowiadał, a Olshaker nadawał jego opowieści formę literacką. Oczywiście mogę się mylić, dlatego podkreślam – jest to tylko mój domysł, nie zaś wiedza. Załóżmy jednak, że Douglas dał treść, a Olshaker nadał jej formę. Jak mu poszło?
Mindhunter napisany jest bardzo topornym językiem. Zauważyłam, iż to dość typowe dla anglosaskiej literatury wspomnieniowej. Kiedyś ta jej cecha mnie irytowała, ale z czasem doszłam do wniosku, że stanowi celowy zabieg, mający dodać tekstowi autentyzmu. Wszak to, że ktoś jest specjalistą w swoim fachu nie znaczy, iż musi mieć pióro giętkie niczym Jane Austen. Zrozumiałam i zaakceptowałam. Znacznie trudniej mi zaakceptować układ informacji. Do tekstu wkradł się spory chaos, sporo tu nieoczekiwanych przeskoków, urwanych nagle wątków i powtórzeń. Nieco to denerwujące.
Gdybym miała ocenić książkę Douglasa i Olshakera jednym zdaniem, napisałabym: „interesująca pod względem informacyjnym, ale szwankuje tu i ówdzie, jeśli idzie o formę”.
Tytuł: Mindhunter. Tajemnice elitarnej jednostki FBI zajmującej się ściganiem seryjnych przestępców
Autor: John Douglas, Mark Olshaker
Tłumacz: Jacek Konieczny
Wydawca: Znak Literanova 2017
Stron: 430
ISBN: 978-83-240-3747-6