W czasach ustroju słusznie minionego, nabyłam zwyczaju zbierania surowców wtórnych. Głównie makulatury. Najpierw, w okresie gdy chodziłam do szkoły podstawowej, każdy z uczniów musiał przytargać do szkoły określoną ilość (20 kg rocznie, o ile dobrze pamiętam), aby zapewnić sobie wzorową ocenę z zachowanie.
Potem nadszedł kryzys i makulaturę zbierała już nie tylko dziatwa szkolna, ale cały naród. Za dostarczenie iluś tam kilogramów (nie pamiętam ilu), można było dostać talony uprawniające do zakupu różnych deficytowych dóbr, w tym najbardziej pożądanego – papieru toaletowego.
W końcu nadeszło nowe. Papier zaczął lądować w koszu na śmiecie. Bardzo mnie z tego powodu dręczyło sumienie, ale cóż, powiedzmy to szczerze, lenistwo było silniejsze niż świadomość ekologiczna. Gdy więc wprowadzono „ustawę śmieciową” początkowo byłam do niej dość pozytywnie nastawiona. Nie pałałam entuzjazmem, ale dostrzegałam plusy. Zakupiłam dodatkowy pojemnik na śmieci i zaczęłam dzielnie sortować. I jakoś się to kręciło. Aż któregoś dnia ktoś postanowił zrobić lepiej. A jak wiadomo, lepiej jest wrogiem dobrego. I zaczęła się szopka.
Frakcje
Na początek zażądano od mieszańców, by dokładniej sortowali śmiecie. Dokładniej znaczy tutaj, że zamiast trzech frakcji mamy pięć. Niby co za różnica trzy czy pięć. Spójrzmy jednak na sprawę bliżej. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie latał z każdą butelką czy papierkiem do śmietnika. Trzeba więc w domu ustawić sobie po jednym pojemniku na każdą frakcję. Być może autor ulepszenia ma kuchnię wielkości sali gimnastycznej, jednak większość osób ma albo jakieś maciupcie pomieszczenie, albo w ogóle tylko wnękę wydzieloną w salonie. Teraz połowę przestrzeni zaczęły zajmować pojemniki na posortowane śmiecie. O tym, jak komfortowe jest wynoszenie pęku torebek zamiast jednego worka, nawet nie warto wspominać.
Zasady sortowania
Dodatkowe frakcje to tylko wierzchołek góry lodowej. Mieszańcom dostarczono ulotki pouczające, co w której frakcji powinno się znaleźć, a co nie, Fajnie, no nie? Fajnie, dopóki się tego nie przeczyta. Bo cóż tam mamy?
Śmieci, które nigdzie nie pasują. Pojawiła się cała grupa śmieci, które nie pasują nigdzie. Są jawnym tekstem wymienione jako te, których do żadnej z frakcji wrzucać nie wolno, ale co z nimi zrobić nie powiedziano. Wśród takich tajemniczych śmieci znalazły się między innymi: butelki po oleju (nie wolno ich wrzucać do frakcji plastik), styropian, podpaski. Co z tym zrobić, nie wiadomo.
Śmieci specjalnej troski. Kolejna grupa to śmieci, które nie są wywożone. Obywatel sam musi o nie zadbać. Z częścią nie mam problemu. Wyniesienie starych leków do apteki to nie jest duży wysiłek, a i same leki gdzieś zeskładować nie jest trudno. Trochę gorzej z żarówkami, bo mają tendencję do turlania się i tłucznia, a to bezpieczne nie jest. Ale niech tam. Damy radę! Za to dalej jest wesoło. I tak, do śmieci niewywożonych zaliczają się wszelkiego rodzaju tekstylia. Gmina zaleca, by zużyte ubrania wrzucać do pojemników PCK czy innych fundacji. Tiaaa…. Podarte spodnie? Znoszone majty? Toż to po prostu podrzucanie swoich śmieci komu innemu. Kolejna kategoria: oleje i smary. Ulotka radzi, aby zanieść je do najbliższego warsztatu mechanicznego. Już widzę, jak warsztat przygarnia mój worek ze śmieciami. Tak samo potraktowano farby, lakiery i rozpuszczalniki. Taki kwiatków jest więcej.
Kolory pojemnika
Kolejne ulepszenie: konkretna frakcja musi być zapakowana w worek/kosz określonego koloru. Znowu niby nic, gdyby nie to, że worków w niektórych kolorach brakuje. Królują czarne i niebieskie. Żółte i zielone bywają w sprzedaży sporadycznie, za to brązowe to po prostu mroczny obiekt pożądania. Gdy gdzieś się pojawią natychmiast po osiedlu niesie się wieść radosna „worki rzucili w Lewiatanie”. Skąd ja to pamiętam?
Przepisy dotyczące sortowania, jak wszystkie przepisy, wymagają interpretacji. Tutaj firma wywożąca ma też spore pole do popisu. Szczególnie gdy chodzi o dwa rodzaje śmieci nietypowych: tak zwane „gabaryty” i elektrośmieci. Zepsutej lampy stojącej udało mi się pozbyć dopiero wtedy, gdy pracowicie poodcinałam kable. Kable zabrano jako „elektrośmieci” a resztę lampy jako „gabaryt”. Mniej szczęścia ma sąsiad, który wymienił piekarnik elektryczny. Stary piekarnik kolejny tydzień stoi na ulicy i czeka, aż firma podejmie decyzję, czy to gabaryt, czy elektrośmieć. Chwilowo piekarnik do żadnej z tych kategorii zaliczony nie został. Stoi sobie więc stanowiąc wątpliwą ozdobę osiedla.
Żeby było jasne. Śmieci zapakowanych w worek złego kolory firma nie wywiezie. Nawet jeśli do worka lub pojemnika przyczepiona jest kartka z opisem zawartości. Wisienką na torcie są dyskusje na temat odcienia worków. Co trochę okazuje się, że zdaniem Panów Śmieciarzy „ten worek jest za mało zielony”. Ostatnio jeden ze zdesperowanych sąsiadów przykleił do worka kartkę „TEN WOREK JEST ŻÓŁTY”.
Przygotowanie śmieci
Zdobyłeś obywatelu worek w odpowiednim kolorze, zapakowałeś śmiecie, wystawiłeś we wskazanym terminie. Myślisz że masz problem z głowy? O, nie, nie! Śmieci muszą być odpowiednio przygotowane. Gałęzie muszą być odpowiednio rozdrobnione, a frakcja bio nie może być zanieczyszczona ziemią (mam po pieleniu myć korzonki chwastom, czy co?). Jak pewnie już się domyśliliście, śmieci źle przygotowane wywiezione nie będą.
Odmowa wywozu śmieci to niewystarczająca restrykcja. Ostatnio po osiedlu biegało dwóch panów fotografując źle przygotowane śmieci i spisując adresy niepokornych obywateli. Do sąsiadki, mieszkającej dwa domy ode mnie, wdarła się na posesję kontrola z gminy w celu sprawdzenia, czy śmieci są dobrze sortowane. Po prostu wleźli na posesję i zaczęli grzebać w pojemnikach. Pech chciał, że w domu była tylko nastoletnia córka, którą bez trudu zastraszyli – nie odważyła się ich pognać.
A jeśli już o niepokornych obywatelach. Ostatnio znajoma zapłaciła 150 zł kary, bo we frakcji „metal” znalazły się waciki do demakijażu. Dwa waciki. Jak się tam dostały, nie wiadomo. Może znajoma wrzuciła je niechcący, może dziecko wrzuciło, a może ktoś zupełnie obcy, bo worki stoją na ulicy od 6 rano nieraz nawet do 22:00 (takie przedział czasowy wyznaczyła firma). W kontekście tych restrykcji przestaje dziwić fakt, że altanki śmietnikowe są zamykane na kłódki, których by się Fort Knox nie powstydził.
Pieniądze
„Najlepsze” jest to, że wywóz surowców wtórnych to ogromny biznes. Pieniądze z odzysku są naprawdę duże. Właściwie, za makulaturę, metal, szkło czy elektrośmieci powinni nam jeszcze płacić. Tymczasem to my płacimy im! Niech by tak było, gdy chociaż wszystko działało sprawnie.
Cóż, ustawa śmieciowa sprawiała, że nie jestem w stanie zrezygnować w usług firmy wybranej przez gminę. Interwencje w gminie nic nie wnoszą. Pada ta sama odpowiedź „takie warunki stawia firma wywożąca”. Na szczęście już niedługo wybory samorządowe. Jako wyborca z pewnością dam wyraz swojemu niezadowoleniu. Może nowa władza wybierze inną firmę?