W tym roku, z powodów osobistych, urlop wzięłam nietypowo w lipcu. Do tego okazało się, że nie mogę wyjechać. I tak oto zostałam skazana na lato w mieście. I to w mieście deszczowym. Teoretycznie bliskość Warszawy sprawia, że powinnam mieć do dyspozycji wiele atrakcji kulturalnych, ale teoria teorią, a praktyka – praktyką. Deszcz zniechęcał dość skutecznie do udziału w imprezach plenerowych, w kinie bryndza, z koncertami w pomieszczeniach zadaszonych też kiepskawo, a pubów nie lubię. Ostatnią deską ratunku okazał się więc teatr, a właściwie kilka teatrów. Co prawda w przybytkach Melpomeny też grasuje przerwa wakacyjna, ale jednak na kilku scenach coś się działo.
Od razu zaznaczę – wiem, że repertuar wakacyjny bywa specyficzny. Bo, po pierwsze, działają głównie teatry prywatne, a te z definicji nastawione na rzeczy lekkie. Po drugie także teatry państwowe unikają w tym czasie ciężkich spektakli, oferując przedstawienia łatwiejsze. Bilety kupowałam z pełną tego świadomością. Jak było? W sumie nieźle, aczkolwiek nie idealnie. Oto teatralny lipiec w skrócie.
„Dobry wojak Szwejk idzie na wojnę” – Och Teatr. Cóż mogę powiedzieć. Zbigniew Zamachowski wielkim aktorem jest. Jego Szwejk dorównuje kreacji Rudolfa Hrušínskiego z kultowej, czechosłowackiej ekranizacji z roku 1957. Wyśmienitą kreację stworzył także Krzysztof Dracz wcielający się w rolę kapelana Katza. Pozostałe role nieco mniej przypadły mi do gustu. Nie były może złe, ale bladły w świetle dokonań Panów Zamachowskiego i Dracza.
Reżyser, Andrzej Domalik, wyraźnie postawił na groteskę, minimalizm i umowność. Początkowo byłam nieco sceptycznie nastawiona do takiej koncepcji, ale dość szybko się do niej przekonałam i z radością zanurzyłam się świat dobrodusznego Szwejka. Spektakl z pewnością wart polecenia.
„Weekend z R.” – Och Teatr. Klasyczna, wręcz wzorcowa komedia pomyłek. Ten typ rozrywki albo się lubi, albo nie. W przeciwieństwie do „Szwejka” sam tekst jest błahy, wręcz banalny. I nikt – z reżyserką i aktorami włącznie – nie udaje, że jest inaczej. Dwie godziny bezpretensjonalnej, wyśmienitej rozrywki. Widz ma się odprężyć i zaśmiewać do łez. Spektakl czysto rozrywkowy, ale, uwaga!, to nie znaczy byle jaki! Wręcz przeciwnie. Występujący w przedstawieniu aktorzy grają wyśmienicie. Toż to śmietanka polskich aktorów: Krystyna Janda, Piotr Machalica, Cezary Żak, Rafał Mohr, Piotr Borowski. Zawiodła mnie jedynie Aleksandra Justa – jej Daisy jest mocno przeszarżowana (nawet jak na farsę). „Weekend z R.” to strzał w dziesiątkę dla każdego, kto chce się nieco wyluzować w wakacyjny wieczór. Biegnijcie po bilety!
„Młody Stalin” – Teatr Dramatyczny. Być może się nie znam, ale dla mnie „Młody Stalin” okazał się wielkim rozczarowaniem. Po Tadeuszu Słobodzianku spodziewałam się znacznie więcej. Lecz nawet pomijając nadmierne być może oczekiwania względem autora i tak nie znajduję w sztuce nic, co by mnie zachwyciło. Spektakl jest, mówiąc kolokwialnie, o niczym. Analiza fenomenu Stalina jest płytka niczym kałuża w upalny dzień, postaci przerysowane i sztampowe. Do tego zarówno autor jak i reżyser nie mogą się zdecydować, co właściwie chcą wystawić. Dramat? Komedię? Wodewil? W rezultacie dostajemy coś „ni pies ni wydra”. Na komedię za mało śmieszne, na dramat za płytkie, na spektakl muzyczny zbyt jarmarczne.
Czasem przeciętne, a nawet kiepskie przedstawienie potrafi uratować dobre aktorstwo. Niestety, w tym przypadku tak nie jest. Nie wiem czy aktorom się nie chciało, czy zabrakło talentu, czy może po prostu z tym tekstem nie dało się nic zrobić, ale fakt pozostaje faktem – gra aktorska jest tu znacznie poniżej przeciętnej.
„Przekręt (nie)doskonały, czyli kto widział pannę Flint?” – Teatr Capitol. Tym, którzy choć trochę interesują się teatrem, sama nazwa „Teatr Capitol” mówi wszystko. Ma być lekko, łatwo i przyjemnie, z długą przerwą na (drogiego) drinka. Z takim nastawieniem szłam na „Przekręt (nie)doskonały” i dostałam to, czego oczekiwałam: dużo śmiechu, wygłupów, mniej lub bardziej subtelnych dowcipów (kilka całkiem topornych, ale co tam), a na koniec niezły twist. Całość nieźle zagrana. Z pewnością nie mamy do czynienia z kreacjami na miarę sir Laurence’a Oliviera, ale „Przekręt (nie)doskonały” to nie Hamlet. Można obejrzeć bez bólu, a nawet z pewną przyjemnością. Nie należy jednak liczyć na wydarzenie kulturalne, które widza jakoś specjalnie ubogaci wewnętrznie.
„Klimakterium 2 czyli menopauzy szał” – teatr Capitol. Czyli starsze panie opowiadają równie stare dowcipy. Uśmiałam się jak norka, chociaż wiem, że nie powinnam, bo większość padających ze sceny żartów miała brody niczym panowie z ZZ Top. „Klimakterium 2 czyli menopauzy szał” to świetny przykłada na to, że dobrzy aktorzy (w tym przypadku aktorki) i sprawny reżyser mogą naprawdę wiele wycisnąć z nawet z tekstu nie najwyższych lotów. Warto.