Akcja „Tęczowy kocyk”

Tym razem temat bardzo poważny. Przyznam się, że wahałam się czy moja strona, zajmująca się tematami dość błahymi jest odpowiednim miejscem. Jednak są sprawy, wobec których nie można przejść obojętnie. Czym jest akcja „Tęczowy kocyk” opowiada mój dzisiejszy gość, Agnieszka Łubian, miłośniczka i mistrzyni rękodzieła oraz gospodyni bloga „Kramik pod Piwonią„. Mam  nadzieję, że ten wpis przyczyni się chociaż trochę do popularyzacji akcji.


Tęczowy kocyk„Tęczowy kocyk” to smutna akcja. Rożki, kocyki, czapeczki, kokonki i co tam kto wymyśli przeznaczone są dla dzieci z hospicjum perinatalnego. Tam wiadomo, że nie będzie szczęśliwego końca. Dziecko albo rodzi się nieżywe, albo pożyje chwilę. Kilka minut? Godzinę? I pomijając cały tragizm tej sytuacji, powstaje całkiem praktyczny problem, w co tego malusieńkiego człowieka ubrać. W szpitalach z empatią wśród personelu bywa, no… różnie. Zresztą położne dysponują, czym dysponują. Szpitalna serweta? Lignina? Bywały i paskudniejsze pomysły. Tak nie powinno być.
Grupa powstała wiosną, liczyła na początku 10 osób, a teraz już ponad tysiąc i wciąż dołączają nowe. Zajmuje się tym, co do tej pory było niewykonalne. Ubranek w tak malusieńkich rozmiarach nie znajdzie się w sklepach dziecięcych. No bo w jakich – z zabawkami? Ciekawe, ile mam ze łzami w oczach szyło coś – cokolwiek – żeby ubrać dziecko wielkości dłoni.
Dla wielu szyjących i dziergających robienie rożków – zwłaszcza pierwszych – to trudne przeżycie. Zwłaszcza osoby, które same przeżyły poronienie, wracają do wspomnień. Niektóre jednak mówią, że pomału robi się łatwiej i lepiej.
Zazdroszczę nie od dziś osobom, które mają maszynę. Byłoby szybciej: przykroić, pospinać
warstwy, sfastrygować, zszyć. Potem tylko tasiemka i guziczki, i gotowe. Choćby dziesięć sztuk za jednym zamachem. No, może trochę nie doceniam ilości pracy, ale mimo wszystko…
Ja robię na drutach. Do tej pory skończyłam jeden rożek i malusieńką czapeczkę, mam też już guziczki w odpowiednich kolorach. To wczoraj. Dziś robię drugi rożek.

Są i dalsze plany, mianowicie potrzebuję nadmiaru czapeczek, który zostanie wysłany do koleżanki, i myślę o kwiatku tk3do każdego rożka, albo dodatkowej czapeczce, na pamiątkę. Tylko czy mi starczy pary do tej roboty, i czy to ma sens, bo może lepiej po prostu jechać z rożkami.

Co do odczuć – ja mam oczy w suchym miejscu, w każdym razie w tej chwili, za to robię wszystko z bardzo głębokim przekonaniem, że tak trzeba koniecznie, i że bardzo chcę. Ręce się same wyciągają do drutów. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że nie straciłam dziecka, za to kiedyś zastanawiałam się, jak to jest w takiej chwili, co bym zrobiła, jak bym sobie radziła z brakiem podstawowych rzeczy potrzebnych do pochowania takiego maluszka. Temat sam się tak jakoś narzucił i kombinowałam w wyobraźni. Nikt mi nie musiał teraz klarować, po co te rożki. One muszą być i basta, i bardzo szkoda, że ta akcja zaczęła się w Polsce dopiero w tym roku. Swoją drogą szpitale powinny (pewnie w jakimś państwie idealnym) mieć takie ciuszki na stanie, aby ich użyć, kiedy przyjdzie potrzeba. Skoro nie da się osiągnąć tego, aby każde dziecko urodziło się żywe i zdrowe…
tk3

Robię najładniej jak potrafię. Szkoda, że nie umiem pięć razy szybciej. Różnobarwne włóczki same pchają mi się do rąk, pewnie kiedyś przyjdzie czas, że będę się trzymać jednego koloru. Teraz kolejne odcienie to impuls: rób, rób, zobacz, jaki będzie następny! I bardzo mnie to cieszy, i jakoś tak samo się w rękach układa. Wzór jest tak prosty, że już nawet nie liczę, gdzie zbierać oczka na narożniku, to po prostu widać.

Chciałabym, aby taki rożek otulał maluszka jak kolorowa chmurka. A może jego rodzice też choć przez chwilę będą mniej smutni? Chciałabym. Myślę o nich.

***

To było dwa miesiące temu. Wypadałoby dopisać ciąg dalszy, bo sprawa się rozwija.

„Tęczowy kocyk” żyje, działa i idzie naprzód jak burza. W tej chwili grupa na Facebooku liczy sobie już kilka tysięcy osób i dogaduje się ze szpitalami i hospicjami w całej Polsce. Efekt jest różny: bywają przeszkody biurokratyczne, gdzie czasem wystarczy podanie do ordynatora, a czasem trzeba spełniać jeszcze inne wymogi, ale też zdarzają się fantastyczni lekarze i położne, które mówią dokładnie, ile, czego i w jakim rozmiarze im brak. Niestety bywa i tak, że personel zupełnie nie przyjmuje do wiadomości, że jest jakiś problem i ktoś chce pomóc. Nie chciałabym się znaleźć w takim miejscu.

Koleżanki są uparte i pomysłowe: gdzieś między postami mignęła mi wiadomość, że rozmawiają też z domami pogrzebowymi. Niech i ci ludzie będą odpowiednio przygotowani na takie przypadki. Może szczególnie należałoby się do tego przyłożyć tam, gdzie szpital jest nieprzyjazny?

Żeby osłodzić nieco temat, widziałam też, że jest zainteresowanie czapeczkami i chyba największymi rożkami dla bardzo małych wcześniaków. Te kruszyny walczą o życie, i mają szanse. A ubrać je trzeba, i problem się powtarza: tak małych ciuszków nie bywa w sklepach.

Kto ma chęć i odrobinę smykałki w rękach, może w każdej chwili dołączyć. Tęczowy Kocyk łatwo jest znaleźć na Facebooku, jest też niezależne od Fejsa forum, gdzie można się zarejestrować: http://www.teczowykocyk.fora.pl/. Większość z nas umie choć trochę szyć, robić na drutach albo szydełkować. Wzory są bardzo proste i nie wymagają dużej wprawy.

U mnie, niestety, na razie prace są w zawieszeniu. W pewnym momencie musiałam się oderwać od drutów. Trafiły się zlecenia, zawodowe i robótkowe, trzeba było zająć się innymi pracami, potem był wyjazd, i dopiero teraz pomalutku wracam do poprzednich zajęć.  Nie błyszczę przykładem, co tu dużo gadać. Mój dorobek jest bardzo skromny: dwa rożki (fakt, w sporym rozmiarze) i trzy czapeczki, mała, mniejsza i zupełnie malutka. Obiecuję poprawę.

Tęczowy kocyk 4

Komentowanie jest wyłączone.